Jeszcze na dwie minuty przed końcem koszykarki KKS A[teki Arnika Olsztyn prowadziły 60:54 i wydawało się, że nie oddadzą zwycięstwa, choć sytuacja była trudna za względu na przewinienia podstawowych zawodniczek. Nikt nie myślał jednak, że ostatni fragment przegramy 2:15, a w efekcie cały mecz 62:69 (14:17, 17:10, 19:16, 12:26). To co w poprzednim meczu okazało się atutem, w tym nas pogrążyło. Olsztynianki zupełnie się pogubiły a walczące do końca rywalki w pełni to wykorzystały. Takich porażek najbardziej żal, bo zwycięstwo było w zasięgu ręki.
KKS Apteki Arnika Olsztyn – MKS PWSZ Konin 62:69 (14:17, 17:10, 19:16, 12:26).
KKS Apteki Arnika Olsztyn: Karina Różyńska 25, Dominika Spittal-0, Angelina Skarżycka-0, Joanna Markiewicz-13, Natalia Żukowska-0. Alicja Szych-0, Iwona Polak-9, Alicja Minczewska-2, Jessica Musijowska-5, Ksenia Zajączkowska-0, Jolanta Wichłacz-8.
Aż się wierzyć nie chce, że w tym spotkaniu straciliśmy punkty. Nie mam na myśli klasy przeciwniczek, bo przed rozpoczęciem spotkania wszystko było możliwe, ale na scenariusz zwłaszcza w ostatniej fazie, kiedy w tak krótkim czasie roztrwoniliśmy ciężko wywalczony kapitał.
Początek spotkania niefortunny. Prowadzenie Konina 7:0 i dopiero punkty Alicji Minczewskiej, która zmieniła Jolantę Wichłacz, dały nam punkty. To trochę uspokoiło poczynania olsztynianek, które zbliżyły się na jeden punkt (9:10), ale potem znów nie mogły trafić. Na szczęście celna „trójka” Joanny Markiewicz w samej końcówce częściowo zniwelowała dystans.
W drugiej kwarcie po wyrównanym otwarciu KKS wreszcie „złapał” swój rytm. Do akcji wkroczyła Karina Różyńska i jej seria wyprowadziła zespół na prowadzenie. Świetny okres gry miała też Iwona Polak. W każdym razie olsztynianki „odskoczyły” i wydawało się, że mają rękę na pulsie.
W trzeciej kwarcie kontrolowały przebieg gry nieznacznie zwiększając dystans, niepokoiły tylko przewinienia, które łapały czołowe zawodniczki. To zawsze zwiastuje nerwową końcówkę. KKS trzymał się dzielnie i na dwie minuty przed końcem prowadził 60:54. Niedużo, ale w miarę bezpiecznie. Teza okazała się zbyt śmiała, w kobiecym baskecie czasami sytuacja zmienia się w mgnieniu oka. I niestety znalazło to potwierdzenie . Ostatnie dwie minuty to prawdziwy koszmar. Jedynie dwa punkty Różyńskiej i aż 15 rywalek, gdzie brylowała E. Paździerska. To ona dała znak do ataku i stała się bohaterką dnia.
A nam pozostał ogromny żal…